fbpx
RELACJE Z INNYMI

POCIESZAJĄC LUDZI W TEN SPOSÓB, MORDUJESZ MAŁE PIŻMAKI

 

 

 

 

Tuż po studiach udzielałam lekcji angielskiego dla dzieci. Pewnego dnia poszłam, do powiedzmy Marysi. Marysia miała jedenaście lat, była cicha, aż nazbyt grzeczna i miała najlepszy gust do ciuchów, wśród wszystkich dzieci, jakie widziałam w życiu. Gdy zjawiłam się w umówionym dniu i godzinie, drzwi otworzyła babcia i oświadczyła, że bardzo przeprasza, ale dziś lekcji nie będzie, bo Marysia jest roztrzęsiona.

Faktycznie dziewczynka siedzi na kanapie, zalewa łzami i wygląda jakby zobaczyła ducha. Grzecznie zapytałam, co się stało, na co babcia z lekkim zażenowaniem mówi:

-A wie pani, mówi, że jakiś facet chciał ją złapać, ale udało jej się uciec.

Naszą rozmowę przerywała co chwila, odwracając się do wnuczki i mówiąc:

-Dziecko, nie płacz już nie płacz, przecież nic się nie stało.

Jeśli próba napadu nie jest powodem do płaczu, to co jest?

Dziś o tym, jak wspierać osoby, które są w silnych emocjach i dlaczego niektóre z popularnych pocieszeń mogą wręcz pogorszyć sytuację.

 

 

Dlaczego, mimo dobrych chęci, ludzie stosują marne pocieszenia?

 

Dlatego, że dobre pocieszenie to często po prostu akceptująca obecność.

A wielu z nas było wychowanych w domach, w których nie było przyzwolenia na swobodne wyrażanie emocji. Wiecie, te wszystkie stereotypy, że:

-chłopcy nie płaczą

 -taka duża dziewczynka, a się maże

weź się w garść, inni mają gorzej,

-przestań się smucić, przecież TO nie jest powód do smutku.

  Tak jakby emocje były czymś, co na prawo pojawiać się jedynie w bardzo wąskim wachlarzu sytuacji i to ekstremalnych- w innych wypadkach powinno się je kontrolować.

Takie podejście sprawia, że ludzie zaczynają się zwyczajnie emocji bać i są one dla nich niekomfortowe. Tłumienie swoich własnych emocji, zmniejsza pojemność emocjonalną. Już wyjaśniam po ludzku. Możesz sobie wyobrazić, że w środku masz takie wiaderko. Emocje to woda. Ktoś o dużym, pojemnym wiaderku będzie w stanie przyjąć i przeżywać więcej emocji niż ktoś z wiaderkiem wielkości szklanki. Taka niewielka „pojemność” jest właśnie rezultatem braku przyzwolenia na wyrażanie emocji kiedyś. Babcia nie ogarniała silnych emocji, więc próbowała „uspokoić” wnuczkę, żeby nie czuć dyskomfortu związanego z obcowaniem z jej silnymi emocjami. Prawdopodobnie rodzice babci też nauczyli ją emocje tłumić i ona po prostu działała według schematu, którego się kiedyś nauczyła.

 

 

Które pocieszenie są marne i dlaczego?

 

No nie płacz już…

 

 Czyli w zasadzie, pierwsze, o którym wspomniałam. Czemu jest marne? Bo nie pozwala na przeżywanie uczuć. Dlaczego niby ten ktoś ma nie płakać? Bo nam jest z tym niekomfortowo? Takie pocieszenie nie poprawia w żaden sposób samopoczucia osoby płaczącej, jest raczej próbą uniknięcia dyskomfortu który odczuwa „pocieszający”. Jest też niewypowiedzianym przekazem: powinieneś stłumić tę emocję.

Rozwiązanie: rozumiem, że możecie czuć się niezbyt komfortowo. Pozwólcie jednak ludziom, w miarę swoich możliwości, po prostu płakać w Waszej obecności i dać im przestrzeń na to.

 

Zagłaskiwanie emocji

 

 Jedną z bardzo częstych reakcji na czyjś smutek lub płacz jest przytulanie, głaskanie. Jest to bardzo fajna reakcja, o ile widzimy, że tego właśnie osoba obok nas potrzebuje. A bardzo często będzie potrzebowała i chciała. Nie zawsze jednak. Warto o tym pamiętać. Ludzie są różni i mają różne potrzeby. Czasami dla kogoś już samo pozwolenie sobie na płacz przy drugim człowieku, to naprawdę wyjście ze strefy komfortu i przytulanie może być już jednym krokiem „za dużo”. Czasami przytulanie może być niewerbalnym nie płacz już nie płacz. To znaczy, że przytulamy osobę, nie jako wyraz samego wsparcia, ale po to, aby ją „uspokoić”, bo czujemy się niekomfortowo przy jej emocjach.

Rozwiązanie: Zanim przytulicie osobę, przyjrzyjcie się, czemu tak naprawdę chcecie to zrobić. Czy dlatego, aby okazać wsparcie, bo widać, że osoba chce takiej bliskości, czy aby „uspokoić” ją i samemu poczuć się lepiej?

 

No przecież nic takiego się nie stało!

 

Skąd wiesz? Skąd wiesz, czym dla tej osoby był powód smutku czy płaczu? Może to, co dla Ciebie jest drobnostką dla kogoś jest przytłaczającym cierpieniem. Czy naprawdę masz taki radar, który bezbłędnie pozwala oceniać co jest powodem do czucia smutku czy bezradności a co nie? Naprawdę nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo różnie postrzegamy te same rzeczy.

Rozwiązanie: Nie mów tego 🙂

 

Dawanie rad

 

Często zdarza się, że osobę w silnych emocjach częstujemy stosem rad z cyklu: co zrobić, aby rozwiązać problem. To też jest dość marne pocieszenie. Po pierwsze, to znowu może być sposób na „uspokojenie” kogoś, aby uniknąć swojego dyskomfortu. Po drugie emocje i logika nadają na zupełnie innych falach. Są tak daleko od siebie jak Radio Maryja I AntyRadio. Emocje są gorące, potrzebują przepłynąć i dopiero, kiedy przepłyną przez nas, logika może zacząć działać. Uspakajanie emocji logiką jest podobne do mówienia po chińsku do osoby, która tego języka nie zna.

Rozwiązanie: znowu po prostu pozwólcie ludziom czuć swoje emocje. Kiedy one miną, można po prostu zapytać czy ktoś chciałby usłyszeć radę. Kiedy sama pytałam w ten sposób, nie raz usłyszałam:  wiesz co, dzięki ale nie teraz. Ok uszanujmy to.

 

Na mędrca To doświadczenie na pewno ma Cię czegoś nauczyć… 

 

Wiecie, ja sama wierzę, że nasze doświadczenia to na jakimś najgłębszym poziomie lekcje dla nas. Mając jednak przed sobą zapłakaną osobę, która poroniła, straciła rodzica, nie dostała wymarzonej pracy lub spotkało ją jakiekolwiek inne bardzo trudne doświadczenie, zostawiam tą moją wiarę w życiowe lekcje, dla siebie. Czemu? Bo kiedy pomyślę, że sama leżę zwinięta w kłębek na kanapie zanosząc się łzami to wyobrażam sobie, że miałabym wtedy naprawdę gdzieś te głębokie przemyślenia.

Z innej jeszcze strony: wiecie, że opłakiwanie czy żałoba ma pięć etapów? Jest wśród nich na przykład zaprzeczenie czy złość. Akceptacja, czyli ewentualne popatrzenie na lekcje z trudnego doświadczenia to ostatni etap. Wyjeżdżanie z nim, kiedy ktoś jest „na pierwszym etapie” jest czymś w rodzaju poganiania tej osoby emocjonalnym pejczykiem. Naprawdę nie pomoże, a może zaszkodzić.

 

Co więc robić?

 

Być. Wysłuchać. Pozwolić komuś na emocje. To naprawdę dużo.

 

 PS.Tutuł posta został zapożyczony, za zgodą autorki, od Natalii Lis z JestRudo – jednej z moich ulubionych blogerek . Jest on moją wesołą wariacją oryginalnego postu Natalii o tytule Nie komentując, mordujesz małe sówki.

 

 

 

 

 

 

Poprzednie
Kolejne

Dodaj komentarz