Stranger Things zatrzęsło całym Netflixowym światem. Na wielu stronach są recenzje serialu, ale tutaj czeka na Was recenzja Stranger Things z perspektywy psychologicznej.
Stranger Things- recenzja psychologicznym okiem
Pierwszy raz o Stranger Things usłyszałam od jednego z polskich piłkarzy, który akurat został przyłapany ze swoim laptopem i serialem na filmiku montowanym przez portal Łączy nas piłka.
– Co robisz, spytał go kolega.
– Stranger Things oglądam!
Co to w ogóle jest, pomyślałam i zapomniałam.
Z czasem jednak coraz więcej osób polecało mi serial, ale opowieści o alternatywnym, mrocznym świecie i dziwnej dziewczynce, na której robili eksperymenty to było przeciwieństwo mojego gustu. A mimo to, któregoś weekendu zdecydowałam się obejrzeć serial. Na “strasznych scenach” zamykałam oczy, ale serial pod kątem psychologicznym był dla mnie niezwykle inspirujący. Po obejrzeniu go trzeci raz (!) nawet z mrocznymi momentami się oswoiłam i znalazłam w nim kilka inspiracji, która można wdrażać do codziennego życia. Na przykład wkładanie resztek potwora do lodówki matki kolegi… A poważnie, najbardziej zainspirowały mnie relacje.
Intensywne relacje
Patrząc na swoje własne doświadczenia i pracując z klientami mam wrażenie, że wiele osób tęskni za bliższymi relacjami, a jednocześnie nie potrafi ich stworzyć. Dzisiejszy styl życia na pewno też jakoś wpływa na ich spłycanie: social media, szybkie tempo życia- czasem brakuje czasu, żeby sobie z kimś po prostu pogadać. A nawet jak jest czas, to brakuje odwagi żeby w tej rozmowie zejść czasem trochę głębiej.
I tu nam wchodzi zgrana ekipa dzieciaków, których przyjaźń określają jasne zasady: szczerość (Friends don’t lie!) i świadome dbanie o to, żeby trzymać się razem. Wewnętrzne konflikty między nimi są mniej lub bardziej wybuchowo przegadywane. Nie są jednak omijane. Generalnie dzieciaki, kiedy mają już taką potrzebę, dzielą się swoimi uczuciami ze sobą. Niezapomniana była dla mnie scena, gdzie Will i Mike -oboje nękani przez swoje wewnętrzne demony (niekoniecznie jest to metafora;) dochodzą do wniosku, że jeśli mają zwariować – to razem.
Oglądając serial faktycznie ma się wrażenie, że bez względu na to, jak dziwne, niesamowite i straszne rzeczy przydarzają się bohaterom, oni mają swoje “plecy” w postaci bliskich ludzi. I to jest chyba jedna z tych rzeczy, za którymi wiele osób tęskni jako alternatywą do powierzchownych relacji.
W serialu bohaterów nękają potwory, ale my w naszym życie w zasadzie też je mamy. Rzeczy, które widzimy w sobie, ale wydają się nam tak dziwne, pokręcone i szalone, że nikt by ich nie zrozumiał. Więc zakopujemy je gdzieś głęboko, nie dzielimy się nimi z nikim i tracimy szansę na odkrycie, że ktoś je zrozumie – bo on też tak ma. Sama po obejrzeniu tego serialu miałam tak pokręcone przemyślenia, że aż głupio było mi się nimi dzielić. Zaryzykowałam i okazało się, że ktoś zatrzymał się ze mną nad nimi i zrozumiał. Bardzo przyjemnie było mieć takie poczucie wsparcia.
Wiecie, że jednym z powodów, dla których różne terapeutyczne grupy działają, jest danie ludziom możliwości odkrycia, że inni są tak samo „dziwni” i mają podobne problemy jak my? To właśnie daje poczucie bliskości i oparcia – takich relacyjnych „pleców”.
Spojrzeć świeżym okiem na świat:
Postacią, która najbardziej mnie zainspirowała była Eleven .
Oglądając ją miałam wrażenie, że ta postać przez swoją ciekawość świata i ludzi, których przecież dopiero poznaje, tworzy z nimi głębszą więź. Patrzy bez uprzedzeń i stereotypów (bo wielu z nich nie zna) i każdego widzi w bardzo „świeży sposób”. Coś w stylu: chcę się dowiedzieć kim jesteś.
A gdyby takie podejście w pewnym stopniu wprowadzić w swoich bliskich relacjach?
Spojrzeć na swojego rodzica, partnera, dziecko, przyjaciół bez szufladki, którą im nadaliśmy. Ja sama czasami robię takie ćwiczenie, że wyobrażam sobie w rozmowie z kimś bliskim, że w ogóle nie znam tej osoby. W ten sposób mogę na nowo zachwycić się partnerem, czy dostrzec w innej bliskiej osobie coś naprawdę nowego i zaskakującego, czego nie dostrzegałam wcześniej. Polecam takie ćwiczenie. Nie jest łatwe, ale czasami daje niezwykłe efekty.
Uprościć przekaz
Jeszcze raz wrócę do postaci Eleven. Jeśli widzieliście serial to wiecie, że wyjątkowo niewiele mówiła. I z tego można wyciągnąć coś fajnego. Już Wam tłumaczę.
Wiele osób ma tendencję do zagadywania swoich uczuć:
–Co czułaś kiedy oni Ci powiedział, że wiecznie narzekasz?
-Powiedziałam mu, że nie ma racji. Bo wiesz, on już nie pamięta ile ja dla niego robię, w codzienności…..
Rozumiecie o co mi chodzi? Pytanie jest o uczucia, odpowiedź dotyczy okoliczności sytuacji. Sama łapię się na tym, że gdy czasem ktoś bliski mnie pyta, jak się czułam w danej sytuacji, ja zaczynam litanię opowieści o tym co się działo. Notorycznie spotykam się z tym w pracy ze swoimi klientami. Mówienie jest często naszym sposobem na uniknięcie spotkania ze sobą i z uczuciami. A spotkanie z nimi jest bramą do bycia w dobrej relacji z samym sobą.
Jest jeszcze jeden sposób na wykorzystanie „małomówności”. Kiedy chcecie przekazać coś ważnego bliskiej osobie – swojemu partnerowi, rodzicowi, przyjacielowi czy dziecku- sprawdźcie, jak powiedzieć to tak, aby było jak najprościej, najbardziej zrozumiale. To jednak nie wszystko. Spróbujcie odpowiedzieć sobie pytanie, o co TAK NAPRAWDĘ Wam chodzi. Co jest esencją tego przekazu?
Często (szczególnie jeśli chcemy bliskiej osobie przekazać coś, co nas porusza emocjonalnie) robimy komuś długą przemowę i gubimy wątek- druga osoba oczywiście nie rozumie o co nam chodzi i zaczynam się kłócić o coś, czego nawet nie mieliśmy na myśli.
Im bardziej abstrakcyjne, emocjonalne rzeczy chcecie przekazać, tym bardziej pamiętajcie, aby wyciągnąć z nich esencję. Często wtedy okazuje się, że dokopujemy się do prostych przekazów:
–tęsknię za Tobą
-czuję się niezauważony/a/ niedoceniony/a
-boję się, że Cię stracę
I tak dalej. Prosty i konkretny przekaz ma większą moc. Problem w tym, że trzeba naprawdę dobrze znać swoje uczucia i potrzeby, aby go używać.
Była taka scena, która szczególnie zapadła mi w pamięci. Eleven w brudnej sukience już bez blond peruki, która robiła z niej „normalną dziewczynę” patrzy w lustro i pyta Mike’a:
–Still pretty?
W dwóch słowach (bo języka nie ogarnia za dobrze),ujęła swoją potrzebę bycia ładną a idąc głębiej lubianą/ kochaną i dostała od Mike’a zapewnienie:
–Still pretty. Very pretty.
PRZECZYTAJ TEŻ: MASZ PROBLEM ZE ZMOTYWOWANIEM SIĘ DO SPORTU? OBEJRZYJ TEN FILM!
Nancy, Dustin i solidna cegiełka do poczucia wartości
Jest jeszcze wiele ciekawych psychologicznie wątków. Niezwykła scena na szkolnym balu, gdy Nancy- sama zdecydowanie bardziej w kontakcie z tym, kim jest i swoją wewnętrzną siłą, zaciąga zapłakanego Dustina na parkiet i w kliku sprytnych słowach pomaga mu odzyskać utraconą pewność siebie. W jednym z wywiadów twórcy serialu stwierdzili, że każdemu z nas czasem przydałaby się taka Nancy, która wsparłaby w momencie odrzucenia przez rówieśników ( a zwłaszcza płeć przeciwną) z gracją i humorem.
Bob – każdy ma zasoby!
Bardzo fajna postać Boba- mnie osobiście najbardziej poruszył jasny przekaz, że każdy nieważne jak gamoniowaty człowiek, ma w sobie cechy i wewnętrzną siłę, której na pierwszy rzut oka nie widać, ale jeśli stworzyć im warunki- pojawią się. Poruszyło mnie to, bo jest to prawda, której doświadczam w życiu i swojej pracy.
Niezmiennie zaskakuje mnie jak ludzie, którzy wyglądają na pełnych lęku i zagubionych, przychodzą na sesje czy warsztaty, pracują nad sobą i odkrywają w sobie siłę i zasoby o których nie mieli pojęcia. Towarzyszenie w takim procesie to jedna z najfajniejszych rzeczy w byciu psychologiem.
Jest jeszcze wiele ciekawych wątków: radzenie sobie z traumą na różne sposoby, budowanie relacji z dziećmi (motyw Eleven i Hoppera ), odkrywanie prawdziwych siebie i wychodzenie ponad image, którego oczekiwaliby rówieśnicy (Nancy i Steve).
Nawet jeśli nie przepadacie za horrorami, zawsze możecie zamykać oczy na scenach z potworami, a otwierać je szerzej na pozostałych- moim zdaniem warto!