Pracuję z ludźmi psychologicznie od ponad pięciu lat. Najczęstszym problemem z jakim się spotykam, są związki. Nieistniejące (bo albo ich nie ma, albo się za każdym razem sypią). Jak są, to często brakuje w nich bliskości, radości i ogólnie bilans jest na minus. To zainspirowało mnie do napisania dla Was o tym, dlaczego związki nie wychodzą. Dużo jest w tym także mojego doświadczenia i ogromu pracy psychologicznej, jaki sama włożyłam w stworzenie udanej relacji.
Wiele osób może nie zauważać przyczyn niepowodzeń w relacjach. Nie dlatego, że są mało inteligentni, tylko po prostu dlatego, że one są często ukryte i niezauważalne na pierwszy a nawet i na drugi rzut oka. Ten wpis będzie miał dwie części. Druga część pojawi się za tydzieńW dzisiejszej zacznę od rzeczy najbardziej oczywistych i powoli będziemy schodzić coraz głębiej. Gotowi? Zaczynajmy!
Nie masz gdzie poznać partnera.
Niby to logiczne, oczywiste i widoczne, ale wyobraźmy sobie, że jesteśmy jakąś postacią na obrazie. Będąc „w” obrazie nie jesteśmy w stanie zobaczyć go jako całości. Podobnie jest z własnym życiem. Będąc w nim, można stracić szerszą perspektywę i nie zauważyć rzeczy oczywistych.
Na przykład tego, że nie da się poznać (tzn. przepraszam, da, jak byłam na początku studiów, zapukał do mojego mieszkania bardzo przystojny osobnik, który pomylił adresy) kogoś, nie wychodząc z domu. Są to jednak dość rzadkie zdarzenia. Najpłytszym powodem braku związku, mimo, że chcesz go tworzyć, jest po prostu fakt, że nie masz gdzie tej osoby poznać. Na przykład dlatego, że dużo pracujesz.
Jeśli patrzymy na razie na logistyczny aspekt braku relacji, to rozwiązaniem może być po prostu bywanie w rożnych miejscach. Są wyjazdy zorganizowane na narty, żagle czy windsurfing.Są różnego rodzaju warsztaty kulinarne, związane ze sztuką czy rozwojem osobistym, gdzie mogą bywać ludzie, podzielający Twoje pasje. Są kursy tańca, portale randkowe, zjazdy miłośników motorów czy biegaczy.
Pierwszym krokiem, może być odpowiedzenie sobie na pytanie, co Cię interesuje i szukanie pozadomowych aktywności związanych z tą rzeczą/rzeczami.
Nie wiesz, jaki związek chcesz tworzyć.
Tu schodzimy schodek głębiej. Częstym powodem nieudanych relacji jest nieznajomość swoich własnych potrzeb, w kontekście relacji. Ludzie rzadko zastanawiają się, jaki związek chcieliby tworzyć. Każdy pewnie powie szczęśliwy.
Ok, ale co to znaczy? Bo dla każdego może to znaczyć co innego. Pisząc potrzeby, mam na myśli coś innego niż koncert życzeń. Nie chodzi mi o to, żeby usiąść z kartką i zacząć wypisywać: musi być inteligentny, przystojny i mieć tatuaż. Bo nawet jak kogoś takiego spotkasz, to skąd wiesz, czy będzie to osoba, z którą będziesz mógł/mogła tworzyć relację, która będzie dla Ciebie szczęśliwa? Może to będzie przystojniak z tatuażem, który wytłumaczy Ci, jak funkcjonuje giełda, ale na dźwięk słowa czuję się, wychodzi z pokoju, a każdą próbę pokazania mu Twojej perspektywy, traktuje jak osobisty atak na siebie?
Pisząc potrzeby, mam na myśli przyjrzenie się, jaką w ogóle masz wizję swojego związku. Oto kilka pytań, które mogą pomóc:
Jakie są ważne dla Ciebie wartości, na których chcesz oprzeć relację. Napisz to przede wszystkim konkretnie. Jeśli ważne jest dla Ciebie zaufanie to, jak w kontekście relacji miałoby się przejawiać? Po czym poznasz, że Twój związek jest oparty na zaufaniu? Indywidualność? Ok, czym dla Ciebie jest? Czy to znaczy, że chcesz, żeby partner rozumiał, że Ty raz w miesiącu wyjeżdżasz na samotny weekend, albo że masz przyjaciół, z którymi chcesz się spotykać bez niego/niej? Każdą wartość, na jakiej chcesz oprzeć swoją relację, opisz w ten sposób – po czym poznasz w codzienności, że ona jest?
Jak chcesz spędzać czas z partnerem?
Jak rozwiązywalibyście konflikty?
Czego chcesz doświadczyć poprzez bycie w związku?
Naprawdę wiele osób nie zna swoich potrzeb w kontekście związku i to jest jedna z przyczyn, która powoduje, że związki nie wychodzą. Dlaczego? Bo kiedy nie wiesz jaki chcesz tworzyć związek, bardzo zwiększasz szanse na to, że będziesz wchodzić w relacje, które wcale Ci nie odpowiadają.
Nie uczysz się na swoich doświadczeniach
Z tym spotykam się bardzo często. Ludzie wchodzą w relacje, te się kończą. Wchodzą w kolejne i powtarzają te same błędy. Zdradzają ponownie, tylko inną osobę, odchodzą, nie widząc czemu, po raz kolejny ktoś ich zostawia i też nie wiadomo czemu. Poprzednia ich relacja rozpadła się, bo partner nie mógł znieść, że tak się na nim/niej emocjonalnie wieszali. A w kolejnej relacji znów się wieszają. Czemu?
Zazwyczaj po prostu dlatego, że nie zrobili sobie nigdy związkowego rachunku sumienia i nie poszukali, podobnych wzorców, które przewijają się przez ich związki. Ciężko jest czegoś nie powtarzać, skoro nawet się o tym nie wie.
Nie bierzesz odpowiedzialności za swoją część niepowodzenia
To wszystko brzmi bardzo prosto, ale tak naprawdę wcale nie tak łatwo jest nie powtarzać wcześniejszych błędów. Dlaczego? Bo, żeby uczyć się na swoich doświadczeniach, trzeba dużej uważności skierowanej na samego siebie. Potrzeba podejścia, które określiłabym jako:
Jaka była w tym moja odpowiedzialność?
Bardzo zachęcam, nawet jak z logicznej perspektywy „wina” leży po drugiej stronie (ona zdradziła, on zostawił, on był agresywny, ona była chorobliwie zazdrosna), przyjrzeć się sobie.
Związek to taniec. Jest akcja i reakcja. Kiedy spojrzymy wystarczająco uważnie na siebie, zazwyczaj znajdziemy swój kawałek, w tej całej sytuacji. Nie, nie winy. Odpowiedzialności. Pokaże Wam to na przykładzie.
Pracowałam z klientką, która naprawdę chciała dla swojego mężczyzny, jak najlepiej. Dbała, w różnych drobnych, codziennych sprawach o jego dobrostan. Fajnie co? On ją zostawił. Padalec? Szukając coraz głębiej, znalazłyśmy jej głębokie przekonanie, że ona musi ciągle starać się dla niego, z lęku, że ją zostawi. I robiąc to, paradoksalnie podkopywała swój związek.
Bo powoli traciła swoją indywidualność, w której partner się przecież zakochał. Coraz mniej tam było jej, a coraz więcej niemej prośby, żeby tylko został. Z czarno białej perspektywy ona była ta dobra, on ten zły. Z głębszej była akcja – reakcja. Nie znałam jego, ale podejrzewam, że i on miał jakąś swoją historię, w którą rola, którą odgrywała moja klientka, się wpasowywała.
Wiem, że czasem bardzo trudno jest zauważyć, nasze cykliczne zachowania/przekonania i schematy, które mogą destrukcyjnie działać na relacje. Jednak już sama chęć i próba takiego uważnego przyjrzenia się swoim przeszłym związkom, może bardzo dużo rzeczy pokazać.
Warto popatrzeć najpierw na ogóły:
Czy zazwyczaj Ty odchodzisz, czy partner?
Czy jeśli Ty kończysz związek to robisz to wprost, czy czekasz, aż życie samo rozwiąże tą sytuację, bo szkoda Ci drugiej strony?
Czy przez Twoją związkową historię przewija się motyw zdrady?
Czy jest coś, czego bezwzględnie szukasz w związku? I dlaczego to takie ważne?
Zachęcam do wypisania sobie swojej związkowej historii i zabawę w detektywa, w poszukiwaniu wspólnych mianowników
Bo kiedy znasz swoje doświadczenia, możesz się z nich uczyć. Ucząc się, możesz tworzysz coraz głębsze relacje. W moim życiu nic mnie więcej nie nauczyło o sobie, niż związek. Bo czasem tylko przy drugiej stronie, jesteśmy w stanie zauważyć gry, schematy i przekonania w jakie wchodzimy.
Nikt nie jest dość dobry…
Pracowałam też z wieloma osobami, które miały w dzieciństwie wyjątkową relację z rodzicem płci przeciwnej (córeczka tatusia, synek mamusi) i w dorosłym życiu szukały kogoś, kto znów im te uczucia da, aby znów mogli poczuć się tak wyjątkowo. To niemożliwe, bo partnerska relacja to zupełnie inny rodzaj miłości niż relacja – rodzic dziecko. Zostawały więc z poczuciem, że żaden partner nie jest dla nich dość dobry. Wpływ dzieciństwa, rodziców to temat dość głęboki, dlatego jeśli brzmi to znajomo to fajną opcją jest rozważanie psychoterapii, która w takich sytuacjach jest pomocna.
To są wszystko ukryte pod powierzchnią rzeczy, które mogą realnie wpływać na jakość naszych relacji, lub decydować o tym, że tych relacji nie mamy. I choć bycie świadomym swoich własnych schematów, jest często pierwszym krokiem do realnej zmiany, to aby naprawdę zastąpić je innymi, często potrzeba trochę pracy psychologicznej.
Część druga już za tydzień!