W grudniu i styczniu mamy wysyp postów o planowaniu celów, jeszcze kawałeczek stycznia też na to poświęcamy a potem…różnie. Niektórzy faktycznie realizują swoje plany, a niektórzy zapominają. Inni pamiętają, ale odkładają w czasie i czują nieustanne poczucie winy, że im się nie udaje.
Nie czuję się ekspertem od rzetelnego spełniania swoich planów, nie będzie więc to kolejny post o tym, jak planować swoje cele. Zamiast tego przyjrzyjmy się dziś wspólnie temu pierwszemu kwartałowi: podsumujmy, sprawdźmy czy nasze cele wciąż dają nam radość i mają sens. Jeśli nawet nie zaczęliśmy spełniać planów, to co nas przed tym hamuje?
I coś równie ważnego, może nawet ważniejszego:
Jeśli faktycznie, coś nas hamuje to jak traktujemy wtedy siebie?
Czy z perspektywy tych trzech miesięcy Twoje cele były realne?
Chodzi mi o to, czy dopasowaliśmy je do naszych realiów zawodowych, rodzinnych i do naszej osobowości.
Czy cele uwzględniły potrzebę odpoczynku?
Czy z perspektywy tych trzech miesięcy nadal są tak samo ważne, czy może trzeba je trochę updatować?
Ja taki proces urealniania mojego celu przeszłam z…blogiem. Początkowo posty pojawiały się dwa razy w tygodniu. Zauważyłam jednak, że:
– trudno jest pisać jakościowe rzeczy, gdy masz ich do napisania 8- 9 w miesiącu
-nie daje mi to takiej radości i staje się terminem do wypełnienia
-piszę kosztem swojego wolnego czasu, który chciałabym inwestować w odpoczynek i relacje.
Teraz posty są w poniedziałki. Mam więcej czasu, pisze mi się łatwiej, mogę planować bardziej długofalowo i chętniej wkładam w nie swoje sto procent.
Teraz Wy. Minęło już trzy miesiące – to w większości wypadków wystarczający czas, aby ocenić, czy Wasze cele są do zrobienia, ale nie tylko…
Czy dają radość? Jakie koszty ponosicie realizując je? A jeśli nie udaje się realizować celów to…
Jak siebie traktujesz?
Mało kto o tym wspomina. A przecież nasze cele nie zawsze wychodzą od razu. Czasem nie wiadomo czemu, nie mamy energii, żeby je zrealizować – wiecie, słomiany zapał. Bardzo dużo osób, w ogóle nie zauważa, że w takich sytuacjach emocjonalnie się biczuje. Nie ma empatii, serca i pewnego rodzaju czułości dla siebie, jest tylko krytyka.
W pracy z klientami, kiedy zauważam tą ich surowość wobec siebie, często spotykam się ze zdziwieniem. Jakby koncept dobrego traktowania siebie w sensie emocjonalnym, był zupełnie nowy i nieznany. Jeśli jednak przyjrzeć się mu bliżej jest całkiem logiczny. Często sukces w sensie osiągnięcia celu, zależy od mieszanki zaangażowania i dobrej relacji ze sobą. Tego, że potrafimy sami siebie wesprzeć.
Co by to dla Ciebie znaczyło, gdybyś sam siebie traktował jak przyjaciela/brata siostrę którzy czasem Cię irytują, ale generalnie staniesz za nimi murem.
Co by to dla Ciebie znaczyło stanąć murem za sobą?
Bycie czułym i wyrozumiałym wcale nie musi oznaczać bierności i lenistwa. Bardziej chodzi o zrozumienie z empatią wobec siebie, czemu nie zrealizowałem planu. I szukanie rozwiązań.
Często jest tak, że osiąganie celu wynika z dobrej relacji ze sobą. Kiedyś biegałam tylko dla figury. Szczerze mówiąc średnio to szło – zazwyczaj rzucałam bieganie, wracałam po długim czasie i znowu rzucałam. Teraz lubię siebie na tyle, że biegam też po to, aby poczuć swoje ciało (bo jest to przyjemne) i zadbać o nie. Biegam z troski o siebie, bo rozumiem, że mój kręgosłup czy mięśnie też mają ochotę na spacer, a nie tylko siedzenie przy biurku. Dzięki temu podejściu biegam regularnie. Wcześniej wiecznym argumentem było Nie przytyję, jak nie pobiegam dzisiaj. I nabierałam się na to. Teraz jednak w dniach, kiedy mi się nie chcę, wiem, że ceną za brak ruchu będzie uczucie ciężkości, marazmu i często dyskomfort w ciele. I to już mnie przekonuje. Bo moje ciało to ja, więc chcę zadbać o nie.
Jeśli nie zacząłeś realizować swoich postanowień noworocznych, to zadaj sobie szczerze i serdecznie pytanie: Co Ci w tym przeszkadza? Być może znajdziesz rzeczy logistyczne: brak czasu, brak realizmu. Często jednak odpowiedzi mogą być głębiej.
Co Cię hamuje?
Głębiej to znaczy, że problem nie leży tylko w logistyce, ale w naszych głowach. Szczególnie, jeśli cel jest długoterminowy i nie można zobaczyć od razu efektów. Znam ten problem z doświadczenia. Jedną z jego głównych składowych jest krytyka: coś nie wychodzi od razu, więc:
-przestajemy w cel wierzyć, zaniedbujemy go
– objeżdżamy siebie za lenistwo, nieporadność czy brak cechy potrzebnej do osiągnięcia celu.
Czy w takich warunkach komukolwiek może być dobrze na tyle, żeby z radością tworzyć dalej? Cel staje się czymś związanym z bardzo nieprzyjemnymi emocjami. Często uciekamy od jego realizacji, żeby tych emocji nie doświadczać, ale ponieważ nie działamy to jeszcze bardziej się krytykujemy i kółko się zamyka.
Opór
Na opór przed działaniem nie ma złotego środka. Po prostu dlatego, że jego przyczyny mogą być różne, tu macie dwie, z którymi najczęściej się spotykam, możecie sobie sprawdzić, czy coś Wam wydaje się bliskie:
-lęk przed porażką –nie ma co próbować ,bo jeśli nie będę próbować to zawsze mogę sobie wmawiać, że gdybym spróbował to by się udało. A tak to faktycznie może się nie udać…
-lęk przed sukcesem – tak dobrze przeczytaliście. Mimo, że każdy świadomie zgodzi się, że sukces jest fajny, to podświadomie czasem wcale go nie chcemy. Może to mieć różne przyczyny i jest tematem na osobny post. Jest natomiast niezły sposób na sprawdzenie, czy nie mamy kawałka takiego lęku. Wyobraźcie sobie możliwie najbardziej plastycznie swój cel, tak jakbyście osiągnęli i sprawdźcie, jak się czujecie z nim. Czy coś Wam zgrzyta? Czasami mogą się pojawić myśli w stylu: to byłoby zbyt dobre, nie zasługuję, jak będzie zbyt fajnie, to na pewno coś się zawali. Jak mój cel się spełni, to stracę coś/kogoś innego…
Czasami samo uświadomienie sobie swoich przekonań pomaga, nie zawsze jednak. Do pracy na takich głębokich poziomach nadaje się psychoterapia. Można też pracować samemu, pisząc dziennik swoich uczuć, eksplorować je i sprawdzać jak czulibyśmy się z innymi poglądami. To wymaga jednak sporo samozaparcia, bo na tej ścieżce nie ma raczej map i każdy musi odkryć swoje własne sposoby, pracy ze sobą, które u niego działają.
Podsumowując:
To jak, co sobie ustaliliście i jak Wam idzie?
Czy Wasze cele są realne?
Czy koszty, jakie ponosicie spełniając te cele są dla Was ok?
Czy nawet jeśli jest trudno, to pamiętacie o dobrym traktowaniu siebie?
I na koniec ważne pytanie: jak sądzicie, co Wam da spełnienie Waszego celu?
Za nami trzy miesiące roku, mamy jeszcze dziewięć na tworzenie w 2018. Nawet jeśli nie zaczęliście realizować swoich planów, pamiętajcie, że początek kwietnia jest na to równie dobry jak początek stycznia.
Ja w czerwcu zrobię gruntowny detoks- chciałabym odzyskać energię, której mi często brakuje w ciągu dnia i odzwyczaić organizm od słodyczy, które kocham, ale źle się po nich czuję.
Zamierzam pisać swój dziennik uczuć co najmniej dwa razy w tygodniu- bo czuję, że lepiej rozumiem po nim siebie i na co dzień, czuję się sama ze sobą szczęśliwsza.
Zawodowo chcę jeszcze szerzej przygotowywać się do sesji i rozszerzyć bloga o ciekawą kategorię.
A jakie są Wasze cele? Jak zadbacie o siebie, realizując je?