–Słuchaj, oddzwonię później, bo nie mogę gadać teraz, spieszę się na psychoterapię
-Cisza. Cisza. Cisza. Aha. Yyy. Ok do zobaczenia.
Powiedziałam tylko, że idę na psychoterapię, a nie, że się rozebrałam i idę zatańczyć taniec deszczu na balkonie. Coraz rzadziej, a jednak, to dziwi ludzi.
Bo psychoterapia jest tylko dla osób uzależnionych, w depresji albo po koszmarnej traumie. Ci przeciętni nie mają czego na niej szukać.
Czyżby?
Psychoterapia – trudna decyzja
Ja sama, będąc psychologiem, planując iść do szkoły psychoterapii, mając partnera psychoterapeutę i znajomych obracających się w branży psychologicznej, zdecydowałam się na psychoterapię dopiero trzy lata temu.
A przecież wiele osób kompletnie nie ma styczności z tematyką psychologiczną domyślam się więc, że taki pomysł, może im po prostu nie wpaść do głowy. Albo być czymś w stylu: kompletnie nie moja bajka.
Rozumiem tym bardziej, że do decyzji o psychoterapii dojrzewałam dość długo i powodem jej odwlekania była myśl:
Po co mam wydawać tyle kasy, skoro nic szczególnie złego nie dzieje się w moim życiu?
Za półroczną opłatę za psychoterapię można sobie pojechać w naprawdę fajną podróż. Kupić wypasione narty. Laptopa. Zjeść trzydzieści pysznych obiadów w dobrych knajpach z lampką smakowitego wina. Mniam.
Po co więc iść na psychoterapię?
Lecisz w stronę LEPIEJ
Zauważyliście, że wiele osób, mimo, że wyjeżdża na wspaniałe wakacje, ma związek, kasę, nowe gadżety, wcale nie emanuje jakimś szczególnym szczęściem, a czasem wręcz przeciwnie?
Prawdopodobnie dlatego, że to, na ile dobrze, spokojnie, pewnie i radośnie czujemy się na co dzień zależy od naszego wewnętrznego świata, a nie od okoliczności zewnętrznych. Od tego, czego nauczyliśmy się o związkach, swojej wartości i świecie w dzieciństwie i co bardzo często odtwarzamy przez całe życie.
Fajne wakacje dadzą na pewno sporo przyjemności, ale nie uciszą krytycznych myśli o sobie, poczucia osamotnienia czy obciążenia psychicznego.
W naszej głowie jest określony, w miarę stały poziom szczęścia, jaki odczuwamy – czasem jest lepiej, czasem gorzej, ale bez pracy nad tym wewnętrznym światem, ciężko będzie, aby generalne samopoczucie było znacząco lepsze. Jest jeszcze jedna rzecz, którą coraz częściej obserwuję, pracują z klientami.
Ludzie często wcale nie zdają sobie sprawy, że cierpią. Że to, co przeżywają jest naprawdę trudne. Wierzą, że tak musi być. Nie musi.
Psychoterapia to podróż – lecisz w stronę LEPIEJ, ale nigdy nie wiesz, co dokładnie się wydarzy i w jaki sposób . I szczerze mówiąc, to dość ekscytujące. Ostatnio czytałam książkę Busem przezs świat – studenci (teraz jedni z najbardziej popularnych polskich blogerów podróżniczych), kupili sobie busa za dwa tysiaki, wyremontowali, zrobili z niego coś w stylu busa ze Scooby Doo i wysłali go do USA. Sami dolecieli i tym gruchotem przejechali przez trzydzieści stanów przeżywając takie przygody, które wydawało się, że zdarzają się tylko w filmach.
Kompletnie nie dało się przewidzieć tego, jak ta podróż będzie wyglądała mimo rocznego przygotowania do niej. Podobnie z terapią. Wiesz jaki jest cel, ale w drodze do niego przeżywasz zaskakujące, dziwne, piękne, czasem trudne przygody. Zaczynasz patrzeć na siebie inaczej. Cieplej. Bardziej wyrozumiale. Sytuacje, ludzi i relacje w Twoim życiu widzisz szerzej. Masz często więcej spokoju w sobie. Więcej cichej radości, tak bez powodu. Jesteś bardziej po stronie świat jest ok niż po tej świat jest zły. Czujesz, że się rozwijasz i to samo w sobie daje też poczucie spełnienia.
Oczywiście może się to zadziać pod warunkiem, że masz dobrego terapeutę i mu ufasz. O tym jak wybrać terapeutę napisałam Ci TUTAJ.
Pomoc w rozwiązaniu problemów, do których się przyzwyczaiłeś, że nie da się ich rozwiązać
Niektóre problemy w naszym życiu są już tak długo, że się do nich przyzwyczajamy. Nie uniemożliwiają funkcjonowania, nie umiemy ich rozwiązać, więc po prostu są. Jak chodzenie z drzazgą. Możesz chodzić, ale boli. Albo uczysz się chodzić tak, żeby na nią nie następować. Boli i tak. Dobrze dobrana psychoterapia może pomóc.
To spora odwaga, poprosić o wsparcie. To też, już samo w sobie, jest wyrazem zaopiekowania się sobą.
Powiedzenia samemu sobie: Jestem dla siebie, na tyle ważny, że chcę się sobą zaopiekować, pomóc sobie. Jestem na tyle dla siebie ważny, aby zainwestować w siebie: pieniądze, czas i wewnętrzną pracę.
Ok, ale wróćmy do tych nierozwiązywalnych problemów.
Każdy z nas przebywa w swoim specyficznym świecie. Widzimy rzeczywistość przez filtr naszych przekonań, które są unikatowe dla każdego z nas.
Tak jakbyś nosił jedyne w swoim rodzaju okulary, przez które widzisz świat, w jedyny w swoim rodzaju, sposób.
A rozwiązanie problemów czasem wymaga zdjęcia tych okularów i spojrzenia na nie z innej perspektywy. Dopuszczenia do siebie rozwiązań, które nosząc nasze okulary, są niewidoczne.
Co, jeśli rozwiązanie Twojego problemu jest zielone, a Ty masz akurat okulary, które widzą róż, niebieski i szary?
I tu z pomocą przychodzi terapeuta. On widzi inaczej niż Ty. Do tego uczył się, jak pomagać ludziom te okulary ściągać, albo korzystać z różnych par. Przez to, podczas wspólnej pracy, zaczynasz mieć dostęp do rozwiązań, które wcześniej nie były dla Ciebie dostępne, a pojawiły się dzięki temu, że podczas pracy terapeutycznej rozszerzasz swoją świadomość (choć to zależy od rodzaju terapii- o rodzajach terapii i o tym, jak dopasować je do siebie, możesz przeczytać TUTAJ) i możesz zobaczyć więcej opcji.
Wyobraź sobie trzylatka. Jeśli wyłączy mu się bajka, bo telefon się rozładował, będzie to dla niego problem nierozwiązalny. Ale jeśli telefon ma siedmiolatek, to będzie w stanie wykombinować, że trzeba go podłączyć, wpisać PIN, odpalić Youtuba i cieszyć się dalej bajką. Siedmiolatek, ponieważ widzi świat szerzej niż trzylatek, jest w stanie znaleźć rozwiązanie, niedostępne dla trzylatka. Terapia to takie właśnie dojrzewanie świadomości, żeby potrafiła znaleźć rozwiązania niedostępne dla mniej dojrzałych nas. Albo zaakceptować ze spokojem to, czego zmienić się nie da.
Lepsze życie dla Twoich dzieci?
To taki dodatkowy bonus. Dobra terapia zazwyczaj pomaga dojrzeć emocjonalnie. Lepiej poznać siebie. Lepiej siebie rozumieć. Być bardziej świadomym. Jeszcze raz to powtórzę- o ile ufasz terapeucie, jesteście dobrze dobrani i masz gotowość, aby się w terapię się zaangażować.
Na takiej samej zasadzie, jak robi się biznesplan, aby projekt w pracy wypalił i aby się do niego dobrze przygotować, terapia może być przygotowaniem do tworzenia zdrowej rodziny, dobrej relacji i bycia lepszym rodzicem.
Bo to, na ile czujesz się dobrze ze sobą, na ile siebie lubisz, co myślisz o świecie, będzie podstawą, które przekażesz swoim dzieciom. Wiele z Twoich wzorców zachowań, przekonań o relacjach, sobie, świecie, Twoje dziecko w jakiś sposób od Ciebie przejmie.
O wpływie dzieciństwa na dorosłe życie napisałam TUTAJ. Pracując terapeutycznie, zmieniasz się Ty i dzięki temu może mieć to też pozytywny wpływ na Twoją relację partnerską. A im lepsza relacja partnerska (poza tym, że to samo w sobie bardzo fajne), tym zdrowsze emocjonalnie są dzieciaki. O tym, jak dokładnie związek rodziców wpływa na dziecko pisałam TUTAJ.
Tak na koniec
Psychoterapia nie jest tylko dla „wariatów”. To po prostu niezwykły road trip dookoła swojego wewnętrznego świata, który może zmienić życie. Także osób, które postrzegają siebie jako względnie szczęśliwe.
W jednaj z uroczych książko- cegieł psychoterapeutycznych znalazłam niesamowite zdanie, które dla mnie jest odzwierciedleniem pracy terapeuty i tym, co mnie w psychoterapii najbardziej inspiruje:
Jako terapeuci codziennie oddajemy się transformacyjnej pracy, wspieramy ludzi w ich dążeniach do przekształcania bólu w piękno (cytat z książki Psychoterapia Gestalt w praktyce klinicznej).
Warto?