Niebiesko-zieloną. Napisaną przez niezbyt znanego autora, a przynajmniej niezbyt znanego większości. Napisaną w taki sposób, że jej czytanie to nie jest zdobywanie wiedzy, to jest doświadczanie tego, co się czyta. Czytana uważnie, zmienia raz na zawsze postrzeganie życia.
Jakie jedno słowo opisuje najtrafniej tę książkę?
W polskim słowniku nie znalazłam niczego, co w jednym słowie oddałoby esencję tej książki. Znalazłam za to w angielskim. Profound.
Dlaczego akurat tą książkę?
Są autorzy, którzy piszą w taki sposób, że treść przepływa przez nas. I naprawdę do nas trafia. Właśnie dlatego ta książka pojechałaby ze mną na wyspę.
Bo za każdym razem jak ją czytam, udaje mi się wyjść z ciasnego postrzegania świata i zobaczyć, co jest za kurtyną…
Kiedy ja próbowałam pisać o głębokich konceptach, wychodził mi górnolotny bełkot. Weźmy przykład. Miłość jest najważniejsza. Co czujesz? Masz dreszcze? Czujesz całym sobą tą miłość i to, jak ona jest ważna? Pewnie nie. A jeśli tak, to gratuluję. Ja tak nie umiem.
Dla większości z nas zdanie typu Miłość jest najważniejsza, życie ma wyższy cel itp. To pusty frazes. Ale są ludzie, którzy takie puste frazesy opisują w taki sposób, że zaczynasz je czuć.
Mało tego, potrafią je ściągnąć do zwykłej codzienności – do robienia prania, odprowadzania dzieci do szkoły czy uprawiania sportu. I wtedy dopiero nabierają głębokiego sensu.
Przestają być puste i wyświechtane, bo stają się doświadczeniem. I mają niesamowitą moc inspiracji. Zmuszają do refleksji najbardziej opornych i od refleksji uciekających. Tacy autorzy kreują dla nas doświadczenia, które wykraczają poza nasze codzienne postrzeganie. Pozwalają dotknąć czegoś więcej, jakiegoś głębszego sensu życia w ramach zwykłej codzienności.
No dobrze, o czym jest książka?
Książka to autobiografia. Autor opisuje swoją historię, z elementami fikcji.
Przeczytajcie historię młodego sportowca, który miał wszystko to, o czym często marzymy. Młodość, urodę, sukcesy zawodowe, powodzenie u kobiet i pieniądze (przynajmniej wystarczające, aby studiować na jednej z najbardziej prestiżowych uczelni w Stanach). Wszystko, to, co jak sądzimy jest gwarantem szczęścia. I (podobno) często pod koniec życia budzimy się, że nawet jak to wszystko mieliśmy, to wcale nie było tak szczęśliwie. Więc co, daje szczęście? Ta książka nie tylko odpowie Wam na to pytanie. Jeśli przeczytacie ją uważnie, to pozwoli Wam tą odpowiedź poczuć.
No powiedzże w końcu, co to za książka:
Polski tytuł to jedyna rzecz, która moim zdaniem jest słaba w tej książce.
Dan Millman – Droga miłującego pokój wojownika, pojechałaby ze mną na bezludną wyspę.
Żeby mi zawsze przypominać, jak mogę żyć niezwykłe życie, w zwykłej codzienności.
A Którą książkę Wy zabralibyście na bezludną wyspę? Piszcie, inspiracji nigdy za wiele.