fbpx
RELACJE Z INNYMI

Z jakim problemem najczęściej spotykam się w gabinecie?

 

W latach 50-tych, przed psychoterapeutami stało często powtarzające się zadanie: wsparcie swoich klientów w wyodrębnieniu się ze sztywnych norm społecznych i rozwijanie indywidualności. Twórca psychoterapii gestalt, Fritz Perls, pięknie to podsumował w jednym ze swoich słynnych powiedzonek:

 

Ja robię swoje i ty robisz swoje. Nie jestem na tym świecie po to, aby spełniać twoje oczekiwania. A ty nie jesteś po to, by spełniać moje. Ty jesteś ty, a ja jestem ja. Jeśli uda nam się spotkać – to dobrze. Jeśli nie – to trudno.

 

Dziś jednak włoscy terapeuci Gestalt, idąc za zmianami, jakie się dzieją na świecie i w nas, zmienili to powiedzenie.

Dziś jako społeczeństwo borykamy się z kłopotem z drugiej szali ekstremum : nadmiarowym indywidualizmem i idącą za nią samotnością.  Ostatnie zdanie perlsowego powiedzonka dziś mogłoby więc brzmieć:

 

Jeśli się spotkamy to dobrze, jeśli nie to spróbujmy jeszcze raz.

 

Czemu już nie chcemy mówić: to trudno, że nie spotkamy. Czemu warto spróbować jeszcze raz? Bo jako społeczeństwo cierpimy na samotność. Trudno nam tworzyć bliskie relacje.

 

Jaki problem pojawia się najczęściej w moim gabinecie psychoterapii?

Widzę ten trend także i swojej pracy gabinetowej.

Gdybym miała jednym słowem opisać problem, z jakim spotykam się w swojej pracy terapeutycznej słowo to brzmiałoby bliskość.

Z różnych stron. Zarówno ze strony lęku przed bliskością jak i ze strony pomijania  samego siebie, aby tylko tej bliskości nie stracić. 

 

Bliskość – dlaczego to takie trudne?

 

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, często trzeba cofnąć się sporo w przeszłość, do pierwotnej relacji, w której ta bliskość się (nie) tworzyła. Do relacji z rodzicami/opiekunami. To tam jako zupełnie zależne od opiekunów istoty mieliśmy pierwsze doświadczenia bycia w bliskości.

W początkowej całkowitej zależności od opiekunów, mogliśmy mieć różne doświadczenia. Zaspokojenia naszych potrzeb fizycznych i emocjonalnych lub deficytu zaspokojenia tych potrzeb.

To z kolei budowało w nas bazowe, pierwotne  zaufanie do świata i innych lub jego brak. A najczęściej mieszankę obu: trochę zaufania, trochę lęku.

Jako adaptację do tej nieidealnej sytuacji, tworzyliśmy różne obrony, których celem było (a często nadal jest), ochronić nas przed potencjalnym zranieniem, którego doświadczyliśmy jako mali ludzie . Te właśnie obrony są często odpowiedzią na to, czemu tak trudno być blisko.

Pojawiają się one w postaci zdań:

Jakoś nie umiem czuć niczego głębszego do partnerów

Za każdym razem jak robi się blisko, czuję, ze uciekam.

Czasami nie ma w ogóle żadnych zdań, pojawia się za to opowieść o relacji, która jest czysto logistyczna.

Niekiedy w procesie terapii odkrywamy, że sami tworzymy sytuacje konfliktowe z partnerem kiedy robi się za blisko, aby ochronić się przed potencjalnym zranieniem .

 

Warunkowa bliskość

Drugą stroną medalu jest poświęcanie siebie, swoich potrzeb i granic, aby dostać trochę bliskości. Wiele z nas było tak właśnie uczonych, że inni są ważniejsi niż my sami.

Byliśmy tak uczeni, bo i nasi opiekunowie byli tak uczeni- takie zaklęte koło. Zasady są ważniejsze niż uczucia. Stawianie granic to egoizm, własne potrzeby to też egoizm.

Choć często nawet własnych potrzeb nie znamy, bo od kiedy pamiętamy, uczono nas by spełniać oczekiwania innych. Akceptacja (a za nią idąca bliskość) opiekunów bywała w wielu domach warunkowa: jak zrobisz tak jak chcę, będzie ok. Jak nie to Cię zawstydzę, skrytykuję , odrzucę milczeniem, wpędzę w poczucie winy .

To nas uczyło, że na bliskość trzeba zasługiwać konkretna postawą, że to jacy jesteśmy, nie jest wystarczające.

Skutek w życiu dorosłym jest taki, że wchodzimy w relacje z nadzieją, że partner da nam w końcu tę bezwarunkową akceptację i miłość i jakoś „zasypie” tą swoją miłością nasze deficyty z przeszłości. Cała impreza dzieje się zazwyczaj na nieświadomym poziomie.

 

Gdy dorosły związek ma zasypać deficyty bliskości z dzieciństwa

 

Kłopot jest jednak taki, że relacja dwojga dorosłych ludzi, w przeciwieństwie do relacji rodzica z dzieckiem (taka relacja w idealnym świecie byłaby zupełnie bezwarunkowa), jest warunkowa.

Nie kochamy partnera bezwarunkowo, kochamy go za coś. I to jest ok. Wbrew temu, co mówią nam romantyczne filmu, dorosła, dojrzała miłość jest warunkowa. Kochamy naszych partnerów, inaczej niż dzieci,  za to, jacy są, a nie tylko dlatego, że są. 

Często ważnym etapem psychoterapii jest uświadomienie sobie, że partner, choćby nie wiadomo jak fajny i kochający, nie zalepi pustki bo brakach w bliskości z dzieciństwa.

Te czasem trzeba uznać, opłakać i iść dalej ze świadomością, że w dorosłym życiu nasze potrzeby bliskości zostaną czasem zaspokojone, a czasem nie.

 Przypominają mi się słowa mojego Nauczyciela, Michała Kostrzewskiego:

 

„Dojrzała osoba zauważa, jakie ma potrzeby. Potrafi dążyć do ich realizacji, ale też uznać, że zaspokojenie ich w danych warunkach nie jest możliwe. Dojrzałość wiąże się ze świadomością tego, co jest dla nas ważne. Jesteśmy w stanie usłyszeć, że ktoś nam to proponuje. Potrafimy zaakceptować też odmowę.”

 

W moim rozumieniu kłopotu z bliskością doświadczamy nie tylko wtedy, kiedy boimy się jej, ale także wtedy, gdy poświęcamy siebie, aby dostać jakiej jej okruszki od drugiej osoby.

Taka bliskość na dłuższą metę, nie da nam satysfakcji, a za to sporo frustracji, ukrytej złości czy doskwierającego poczucia samotności. 

 

Jak w psychoterapii pracuje się z problemem z bliskością?

 

Zanim odpowiem na to pytanie, zaznaczam, że moja odpowiedź odnosi się do nurtu psychoterapii, w jakim pracuję (Gestalt). Jeśli zadacie to samo pytanie terapeucie innego nurtu, odpowiedź może być nieco inna. O różnicach  pomiędzy nurtami psychoterapii, przeczytasz  TUTAJ

 

Najbardziej leczącym czynnikiem psychoterapii jest akceptująca, stabilna, bezpieczna relacja z psychoterapeutą.

Relacja, w której są jasno określone granice,, jest przestrzeń do wyrażania uczuć, wzajemny szacunek i  autentyczne zainteresowanie terapeuty klientem.

Dlaczego?

Bo nierzadko jest to  nasze pierwsze doświadczenie takiej relacji. Może nam ona pomóc w przeżyciu dawnych, nieprzeżytych uczuć i sprawi, że zostaniemy z tymi przeżyciami przyjęci . To z kolei często skutkuje tym, że te dawne uczucia z kiedyś przestają nami kierować z ukrycia. 

W relacji terapeutycznej nierzadko uczymy się w ogóle nazywać uczucia , co z kolei pozwala nam określać nasze potrzeby i wyrażać je do innych.

Dzięki temu, zamiast w chwili poczucia samotności, oglądać serial, jak zawsze, odważymy się pójść do partnera i powiedzieć: Mam dziś zły dzień. Możesz mnie przytulić?

Aby dostać bliskość, kiedy jej potrzebujemy, warto nauczyć się nazywać i wyrażać, że tu i teraz jej potrzebujemy. Wbrew powszechnej opinii, nasi bliscy naprawdę nie potrafią zgadywać naszych potrzeb.

W psychoterapii Gestalt zakładamy, że to, co dzieje się w relacji  pomiędzy terapeutą a klientem, jest częściowo odbiciem tego, jak klient tworzy swoje relacje poza gabinetem.

Pracując „na relacji” klient -terapeuta, możemy więc uczyć się, nazywać i wprowadzać poza gabinetem, świadomość w jaki sposób tworzymy bliskość i czy jest to sposób, który służy nam i naszej relacji z innymi. 

 

Jeśli zmagasz się z problemami z bliskością i chcesz przyjrzeć się temu zagadnieniu bliżej, zapraszam do kontaktu!

Poprzednie
Kolejne

Dodaj komentarz